Zostańmy chwilę przy oczach, czyli pora na moją kolejną perełkę:
Kremowy cień do powiek - The ONE Colour Impact
Z tymi cieniami jestem związana od czasu ich premiery w piątym, tegorocznym katalogu, a przy okazji trzecim - mojego związku Oriflame. :)
Przyznam szczerze - bez nich się nie ruszę. :) Może dokładniej - bez odcienia Rose Gold, który jest dla mnie idealnym (serio, serio - idealnym ) cieniem bazowym.
Cienie Colour Impact z serii The One poznałam na warsztatach makijażu w Tarnowskich Górach. Pierwsza reakcja: "Co? Mam się malować palcami?", a po otwarciu pudełeczka "jak kremowy, jak do kremu to mu daleko...?".
A potem już tylko miłość od drugiego spojrzenia - w lusterko. :D Palce - przeżyłam, bo okazało się, że dużo łatwiej jest mi nimi operować, bo je czuję lepiej niż rzecz obcą w dłoni, czyli pędzelek lub aplikator (w kreskach i kreseczkach już się Wam przyznałam, że jestem ciamajda plastyczna ;) ).
Bycie nie-kremem - zrozumiałam, choć nazwę bym zmieniła, ale może się nie znam. Generalnie są to cienie polimerowe - reagują z ciepłem, dlatego potrzebujemy do aplikacji swoich palców. Ciepłym palcem pocieramy zawartość słoiczka i potem przenosimy na powiekę (nie - nie próbowałam ich nakładać palcami wychłodzonymi ;) ).
Teraz może trochę cech w punktach, żeby łatwiej ogarnąć:
- odkryłam, że najlepszy jest palec trochę "natłuszczony"; czyli nakładam cienie palcami, które jeszcze "czują" podkład/korektor/krem BB - efekt dużo intensywniejszy i trwalszy, czyli lepszy;
- Colour Impact nie rolują się na powiece nigdy! nawet bez podkładu;
- z podkładem są trwalsze (to chyba można powiedzieć o każdym kosmetyku nakładanym na twarz);
- są bardzo wygodne, ponieważ są uniwersalne - wykonamy nimi zarówno makijaż dzienny jak i wieczorowy; dzieje się to dzięki temu, że nakładamy je warstwowo;
- ponadto w sztucznym oświetleniu dają efekt bardzo ładnego rozświetlenia oka, dzięki drobinkom, które odbijają światło;
- te cienie Oriflame są bardzo, Bardzo Wydajne! (minęło ponad 8 miesięcy codziennego użytkowania mojego Rose Gold, a nawet połowa się nie zużyła :) )
Kolorystyka przedstawia się następująco (wymieniam lewy rząd od góry i prawy rząd od góry):
- Golden Brown - nie posiadam, ponieważ mam brązowo-zielone oczy :)
- Rose Gold - mój ukochany; świetna baza do ciemniejszej karnacji :)
- Beige Pearl - nie posiadam, ponieważ mam ciemniejszą karnację ;)
- Shimmering Steel - brak w mojej kolekcji bez wymówki (trzeba to będzie zmienić);
- Intense Plum - bardzo ładny odcień śliwki, ale trzeba nałożyć dużo warstw, żeby efekt był mocny; do dziennej wersji - super;
- Deep Indigo - znowu bardzo ładny odcień; intensywniejszy od śliwki;
- Petroleum Shine - do tego odcienia przekonywałam się dłużej, choć był w moim posiadaniu; gdy w końcu się przemogłam okazało się, że dobrze zrobiłam :) odcień wchodzi trochę w ciemną, morską zieleń - jest najłatwiejszy w obsłudze dla tych osób, które lubią Intensywność
- Olive Green - fajny, taka butelka; stosuję najrzadziej, bo: patrz punkt 1. kolorystyki. ;)
Myślałam, czy Colour Impact mają jakieś "ale". Ale naprawdę nie znalazłam. Tzn. oczywiście - jeśli ktoś nie uznaje makijażu palcami, "zabawy" w warstwowanie lub nie przypasują mu odcienie - to marudził będzie. :) Ale ja - Nie! Są super. :)
I teraz jest bardzo dobry moment na rozpoczęcie ich kolekcjonowania (lub uzupełnienie palety/zapasów), ponieważ od dziś przez 3 tygodnie przy zakupie dwóch cieni są w cenie 17,90zł!
(str. 76)
Miłego wieczoru i mam nadzieję - wybierania kolorów. ;)
A ja mam golden brown i shimmering steel i też bardzo sobie chwalę :)
OdpowiedzUsuńCzyli temu kolorowi też warto się przyjrzeć z bliska. ;)
UsuńTak, brązowy ma lepsze nasycenie od szarego :)
OdpowiedzUsuń